Staś i Matyszewski: Grzebiemy w tematach związanych ze śmiercią [WYWIAD]
Obrazy składające się na cykl "Grzebanie" opowiadają o życiu i śmierci, a raczej o delikatnej granicy między tymi dwoma stanami. - mówili Paweł Matyszewski oraz Irmina Staś w rozmowie z Michałem Jachułą.
Michał Jachuła: Co was skłoniło do wspólnego malowania i jak to wszystko się zaczęło?
Irmina Staś: Po wystawie "Potęga abstrakcji" w Mińsku uczestnicy zaczęli swego rodzaju grę: Każdy miał zrobić coś z płótnem i przekazać je dalej. Płótna krążyły między Izą Rogucką, Grzegorzem Kozerą, Bartoszem Kokosińskim, Pawłem i mną. W wyniku wymiany powstawały wspólne, bardzo zaskakujące prace. W pewnym momencie otrzymałam płótno z tłem wykonanym przez Pawła i namalowałam na nim swoje elementy. Wszystkim nam bardzo się to spodobało. Pomyślałam: szkoda, że nie mogę stosować w swoich obrazach takiego tła jak Paweł, w takim sensie, że posiadam już swój arsenał gestów, którymi się posługuję. Poszukuję ciągle nowych, ale jednak szukanie nie polega na podkradaniu pomysłów koledze. Nic wtedy Pawłowi nie powiedziałam. Po jakimś czasie Paweł zaproponował, żebyśmy malowali razem. Okazało się, że miał podobne odczucia co do naszych wspólnych prac. Zgodziłam się od razu i ucieszyłam. Chyba dzięki temu, że bardzo cenię prace Pawła, nie miałam żadnego problemu z zaakceptowaniem ingerencji w moje. Dodatkowym powodem podjęcia współpracy była tematyka naszych obrazów. One bardzo różnią się formalnie, ale są bliskie treściowo. Fascynuje mnie fenomen cykliczności w przyrodzie. Staram się stworzyć malarski opis natury. "Organizmy" to biologiczne pejzaże, zbudowane z transplantowych elementów z różnych środowisk. Staram się zmieścić na jednym płótnie zachwyt nad żywotną cielesnością oraz przeczucie zbliżającego się kresu. Paweł zupełnie inaczej podchodzi do tematu ciała w swoim malarstwie, patrzy z innej perspektywy.
Paweł Matyszewski: Jak wspomniała Irmina, oboje "zazębiamy się" w naszych poszukiwaniach. Łączą nas takie tematy, jak penetracja natury, świata organicznego, przemijalność, rotacja. Owszem, formalnie realizacje się różnią. Jestem też bardziej posępny i dekadencki, skupiam uwagę na trochę innych rejonach i w inny sposób. Wyzwanie stanowiło, jak to opracować, aby nie zrobić zwykłej wyliczanki znanych nam gestów. Wspomniany obraz był zalążkiem współpracy, choć nigdy wcześniej niczego podobnego nie planowałem. Tak naprawdę nie znaliśmy się dobrze, łączył nas jedynie kilkudniowy wyjazd do Mińska na wystawę "Potęga abstrakcji". Gdy zdecydowaliśmy, że zaczynamy wspólny projekt, okazało się, że zwolniła się na kilka miesięcy pracownia obok pracowni Irminy, co bardzo ułatwiło nam pracę.
M.J.: Tytuł wystawy to "Grzebanie". W czym "grzebiecie"?
P.M.: Konotacje związane ze śmiercią, grzebaniem w przeszłości, podświadomości są jak najbardziej uzasadnione. Jest to też szperanie i penetrowanie we wspólnej przestrzeni malarskiej. Dodałbym, że to grzebanie w teraźniejszości i wyobrażanie przyszłości o posmaku katastroficznym.
I.S.: Grzebiemy w tematach związanych ze śmiercią, wkładamy w nasze prace elementy kojarzące się z przemijaniem, z rozkładem. Temat śmierci jest nam obojgu bliski w malarstwie. Ale również grzebiemy w swoich prywatnościach. Pracownia jest dla mnie miejscem prywatnym, wręcz intymnym. Wpuszczamy siebie nawzajem do najbardziej intymnej przestrzeni – przestrzeni własnego obrazu. Co nam się spodoba i jest akceptowalne, kradniemy dla siebie, dla obrazu, a resztę wyrzucamy.
M.J.: Jak przebiegała realizacja projektu?
P.M.: Początki były ostrożne i badawcze. Przywiozłem kilka zaczętych płócien, a w zamian otrzymałem zaczęte obrazy Irminy. Malowałem i czekałem na kolejne warstwy malarskie Irminy, kolejne elementy były zaskoczeniem. W późniejszych etapach pracy coraz więcej rozmawialiśmy, pertraktowaliśmy, choć nie brakowało spontanicznych działań. To było nawet ekscytujące – czekać na to, co się nowego zobaczy na płótnie, do jakiej nowej sytuacji przyjdzie się odnieść. Ale im dłużej pracowaliśmy, tym konkretniej podchodziliśmy do płótna i dokładnie wiedzieliśmy, jaką sytuację i problem chcemy uchwycić. Pracowałem głównie wieczorem i w nocy. Pomimo że przez pewien czas dzieliliśmy pracownie, nigdy nie pracowaliśmy w tym samym czasie. Ja potrzebuję samotności.
I.S.: Proces pracy przebiegał różnie, ale wyjątkowo łagodnie i chyba pozostaniemy przyjaciółmi po zakończeniu projektu. Pracowaliśmy obok siebie, ale osobno. Dzieliła nas ściana pracowni. Potem okoliczności się zmieniły i korzystaliśmy z jednej pracowni, więc ja pracowałam w dzień, a Paweł wieczorami i w nocy. Dostawałam płótno Pawła z jego tłem i mogłam malować, co zechcę. Ta formuła szybko się jednak wyczerpała. Dla mnie od samego początku nie była ona łatwa, ponieważ zawsze maluję na białym. Niektóre moje obrazy mają czarne tło, ale jest ono nanoszone na samym końcu, po skomponowaniu całości obrazu na bieli. Zaczęłam malować na białym i przekazałam pierwsze takie płótno. Paweł ma bardzo silną potrzebę stwarzania charakterystycznej dla niego sinej, szarej, mglistej albo błotnistej przestrzeni. Efekty pracy na białym płótnie były chyba również dla niego satysfakcjonujące. Ostatecznie powstało kilka jaśniejszych prac, niepozbawionych jednak mrocznego, tajemniczego charakteru.
M.J.: Opowiedzcie o problemach malarskich, z którymi się zmagaliście w trakcie wspólnej pracy.
I.S.: Głównym punktem sporu był kolor. Akceptacja lub brak akceptacji dla koloru oraz obecność tła lub jego brak, lub sam kolor tła. Ja używam czystych, nasyconych kolorów, a Paweł woli zgaszone barwy, rozbielone albo przyczernione. Czasami ja namalowałam intensywny element, a on go gasił, kładł biały laserunek itp. To mnie motywowało do jeszcze jaskrawszych barw, tak jakby wszystkie moje kolory chciały się przebić przez delikatną warstwę przestrzeni Pawła. Przez laserunki obrazy są bardziej scalone, nabierają ciężaru, nie tracąc przy tym przestrzenności.
P.M.: Rzeczywiście, inaczej oboje postrzegamy kolor, kontrast, mamy inną temperaturę i nasycenie. Myślę, że ta różnica była stymulująca. Dodatkowo podczas wspólnej pracy częściej mogliśmy sobie pozwolić na eksperyment, autorstwo się rozmywało. Zdarzało się, że osoby odwiedzające pracownie nie były w stanie rozszyfrować autorstwa niektórych elementów. Dużym wyzwaniem było ustalenie techniki, gdyż ja maluję przede wszystkim akrylami, a Irmina – tylko olejami. Musieliśmy więc ustalać pewien porządek techniczny. Co ciekawe, oprócz mieszanej techniki powstały tylko obrazy akrylowe lub tylko olejne.
M.J.: Czy wasze obrazy można traktować jak "wtrącanie się" jednego malarza w twórczość drugiego? Czy w trakcie pracy weszliście w harmonijną symbiozę, a może przeciwnie – w rodzaj walki?
I.S.: Były i symbioza, i walka, które się dynamicznie zmieniały. Trafnie określiłeś, że jest to "wtrącanie się" jednego malarza w twórczość drugiego. Cała ta współpraca to z jednej strony przygoda i frajda, a z drugiej ciągła walka o zawłaszczenie obrazu. Mam świadomość, że oboje to robimy, a efekt zwalczania się jest ciekawy. Nasze prace to suma walki o własną przestrzeń na wspólnym obrazie, wzbogacania się nawzajem środkami malarskimi i fascynacji twórczością drugiego malarza. Powstała zupełnie nowa jakość, której ani ja, ani Paweł nie osiągnęlibyśmy samodzielnie.
P.M.: Ja jednak określiłbym naszą pracę jako współtworzenie. Traktuję wspólne malowanie jako okazję do stworzenia czegoś nowego, czego sami nie zrobilibyśmy w pojedynkę. Dużym pozytywnym zaskoczeniem był np. obraz "Zbiornik", który nie tylko bazuje na naszych przetartych szlakach, ale ostatecznie jest zupełnie odrębnym bytem – jego autorstwo trudno przypisać Irminie czy mnie. Co do przebiegu pracy, bywało różnie, mieliśmy różnice zdań, jednak nie takie, żeby sparaliżowały naszą pracę. Nie wszystkie decyzje odpowiadały mi całkowicie, ale wiedziałem, że podobnie jest z Irminą. Zresztą podjąłem współpracę nie po to, aby przemycać jak najwięcej swego i walczyć na charaktery, tylko po to, aby stworzyć coś wspólnego z tak bliskich i dalekich zarazem światów. Myślę, że mieliśmy szczęście i umiejętnie dozowaliśmy sobie akceptację dla własnych pomysłów. Zaskakujące było częste zdziwienie ludzi faktem, że pracujemy razem, tak jakby stanowiło to jakiś niewyobrażalny trud.
M.J.: Czy malowanie obrazów poprzedzone było rysowaniem szkiców razem lub osobno, a może wspólnym wypracowaniem koncepcji dla indywidualnych prac?
I.S.: Szkiców nie, jedynie w czasie rozmów robiliśmy szybkie odręczne zarysy ołówkiem na byle jakim świstku, żeby zobrazować drugiemu, o czym mówimy.
P.M.: Podczas wspólnej pracy wykonywaliśmy realizacje zarówno spontaniczne, jak i planowane i długo dyskutowane. Większość ustalonych pomysłów doprowadziliśmy do końca, ale były też takie plany, których nie zrealizowaliśmy i powstało zupełnie coś nowego. Niektóre prace z założenia miały odnosić się do konkretnych zjawisk, problemów, inne były czystą intuicją. Najczęściej koncepcja powstawała w czasie rozmowy, wymiany myśli, czasem wykonywaliśmy szybkie szkice kompozycyjne, żeby dokładnie wyjaśnić problem.
M.J.: W jaki sposób myślicie o wspólnych obrazach, również w kontekście ich autorstwa?
I.S.: Obrazy są dokładnie w połowie moje i Pawła. Nie wyobrażam sobie, by ważyć czy mierzyć wkład autorów we wspólne dzieło. Czasem przecież jedna plama zmienia obraz i go buduje. Dla mnie liczy się nie to, kto ile zrobił, ale fakt, że pracowaliśmy wspólnie, nie samodzielnie.
P.M.: Myślę tak samo – to działanie wspólne, bez wymierzania i zastanawiania się, która praca jest bardziej czyja.
M.J.: Czy tak indywidualne prace lub zespół wszystkich prac można wpisać w gatunki malarskie, a jeśli tak, to w które?
I.S.: Wspólne prace są dla mnie pejzażami. Czasami jest to przestrzeń wewnętrzna, abstrakcyjna, ale zawsze przestrzeń, zawsze miejsce.
P.M.: Rejony wokół pejzażu to trafne tropy. Prace jednak różnią się znacznie, mają w sobie dużą swobodę lub są konkretnymi opowieściami i historiami z mniejszym lub większym ładunkiem treści.
M.J.: Pejzaże mogą być symboliczne. Mogą też zawierać wspomnianą przez Pawła narrację lub być portretem miejsca, o czym mówi Irmina. Czy można powiedzieć, że wasz cykl stanowi spójną całość? O czym jest "Grzebanie"?
I.S.: Oczywiście, że chodzi o pejzaż w ujęciu symbolicznym. Miałam na myśli miejsce, pewną przestrzeń, w której spotykają się twory wykreowane przeze mnie i Pawła i gdzie konstruowane są układy, czasem abstrakcyjne, a innym razem odnoszące się bezpośrednio do znanych nam kompozycji, np. prace "Wieniec I" i "Wieniec II". Same ich tytuły nawiązują do znanych nam florystycznych wieńców pogrzebowych czy świątecznych. Dla nas jednak równie ważna jest przestrzeń, w której owa kompozycja się mieści. W pierwszej pracy elementy roślinne zielone, suche gałęzie, formy cielesne skórne i kostne, sieci neuronów i naczyń krwionośnych, mgły i błony tworzą krąg w białej przestrzeni pełnej powietrza. Natomiast w drugiej pracy podobny układ kompozycyjny zawieszony jest w dusznej, ciężkiej przestrzeni czerni, gdzie fragmenty wyłaniają się z mroku. Praca "Zbiór" to przykład pejzażu wnętrza ciała. Pełna jest cielesnych zaróżowień i krwistych czerwoności. Poszczególne formy umieszczone zostały na różowym tle – koloru wewnętrznej warstwy skóry. Na "Zbiór" składają się organiczne formy obręczy i wypalonych dziur, umowne tkanki zszyte nicią i rozpływające się naczynia krwionośne, korzenie, wielobarwny mglisty okrąg, zmrożona i agresywna w swej precyzji gwiazda, forma faliczna, która wiruje jakby w tańcu z obłokiem dymu lub kurzu, skupisko włosów tworzące rysunek kwiatu i góra ciepłego popiołu. Wszystko to znajduje się na jednym płótnie, jednak elementy nie dotykają się nawzajem. Wszystko jest jednakowo ważne i niezbędne. "Zbiór" tworzy różnorodny pejzaż wnętrza ciała. Obrazy składające się na cykl "Grzebanie" stanowią spójną całość, ale poszczególne prace różnią się pod wieloma względami. Wszystkie opowiadają o życiu i śmierci, a raczej o delikatnej granicy między tymi dwoma stanami. Prace łączą także powtarzający się arsenał gestów i źródła, z których czerpiemy – dominują formy organiczne. Niektóre prace, jak np. opisane "Wieńce", są poważne, wręcz katastroficzne, w innych jednak – np. "Pejzażu urologicznym"czy "Święcie" – widać nutę poczucia humoru i dystansu do spraw, na które i tak nie mamy wpływu.
P.M.: Zacznę od tego, że nasza praca to eksperyment. Współtworzenie na jednej powierzchni jest socjologiczną przygodą, zderzeniem i koegzystencją zarazem. Cykl to też swego rodzaju pamiętnik, bo niektóre motywy wynikają z konkretnych zdarzeń, choć nie zostało to podane wprost. "Pejzaż urologiczny" może wydawać się zabawny, ale źródło inspiracji do najprzyjemniejszych już nie należy. "Zbiornik"jest bardzo malarski, mieniący się niuansami, ale jednocześnie jawi się niczym powódź lub zaśmiecony staw. Dużo jest płciowości, ale momentami nieoczywistej. To balansowanie w treści i formie ma duże znaczenie, nie pozostawia obrazów z gotową odpowiedzią. Spójna jest aura, która niepokojąco ogarnia przedstawienia pulsującej biologii, witalnej i obumarłej. Prace są wyciszone i zatłoczone, a nawarstwienie elementów cieszy i drażni zarazem. Prócz wszechobecnej natury odnaleźć też można motywy kulturowe i religijne. Obrazy są płaszczyzną do odkrywania wielowarstwowych historii – mieszaniny naszego zaangażowania, fascynacji i strachu.
M.J.: W Galerii Le Guern pokażecie duży wybór obrazów będących owocem kilkumiesięcznej współpracy. Co myślicie o gotowej wystawie? Czy planujecie kontynuację współpracy?
P.M.: To prawie rok naszego wspólnego eksperymentu. Cieszę się, że podjęliśmy decyzję o współpracy, bo było to niespotykane doświadczenie, na gruncie artystycznym i personalnym. Co prawda nie wszystkie wspólnie przedyskutowane wątki wcieliliśmy w życie, ale może to i lepiej, że dokonała się selekcja. Każde z nas ma własne plany i projekty, które przynajmniej w moim wypadku czekały w uśpieniu i teraz będzie czas na ich realizację. Czy będzie to dłuższa przerwa, czy skończona już sprawa, czas pokaże. Dla mnie to zakończenie etapu na wielu płaszczyznach – dla wspólnej pracy przeniosłem się do innego miasta, prowadziłem tułaczy tryb życia, często podróżowałem. Teraz wracam i okaże się, jak mi z tym będzie.
I.S.: W trakcie pracy mój stosunek do efektów był różny. Niektóre obrazy z trudnością akceptowałam, ale dawałam sobie czas i kiedy pojawiały się nowe, wracała euforia. Uważam, że największą zaletą całego zestawu jest różnorodność. Mam swoje ulubione obrazy, które są dla mnie bardzo inspirujące, i na pewno ta współpraca nie pozostanie bez wpływu na moją dalszą samodzielną pracę. Nie jesteśmy duetem artystycznym na stałe. Od samego początku założyliśmy, że pracujemy nad wystawą, że jest to jednorazowy projekt. Mam jednak poczucie, że wielu obrazów nie zdążyliśmy jeszcze namalować.
Michał Jachuła, Paweł Matyszewski, Irmina Staś, 2017