Rok nieustającego lata

Czy umiemy sobie wyobrazić świat bez człowieka? Czy rzeczywiście poważnie traktujemy możliwość samozagłady gatunku ludzkiego?

Stosunek człowieka wobec natury zawsze pozycjonował się na dwóch przeciwległych biegunach. Z jednej strony były to próby zmierzające do przywrócenia jedności człowieka z naturą, dążenia do harmonijnego współżycia z otaczającym go światem fauny i flory, życia w zgodzie z naturą i z jej rytmem. Na przeciwległym biegunie znalazły się wszelkie postawy ostro separujące człowieka od natury, podkreślające jego duchową odrębność, traktujące naturę przedmiotowo – wyłącznie jako źródło zasobów, służących zaspokajaniu stale rosnących potrzeb człowieka. W XVIII wieku wraz z początkiem rewolucji przemysłowej utrwalił się pogląd na służebność natury wobec człowieka. Pogłębiła się tendencja do separowania człowieka od innych gatunków i coraz bardziej nachalnego eksploatowania przyrody. Przyjęliśmy postawę „pana i posiadacza” przyrody, jednocześnie uważając własny gatunek za szczególnie wyróżniony przez Boga. Jeden z przedstawicieli takiej wizji świata Francis Bacon twierdził, że postęp w naukach ma służyć przede wszystkim polepszeniu stanu człowieka i powiększeniu jego władzy nad naturą. Światopogląd ten zakładał zasadniczą rozumność ludzkiej istoty, jej zdolność do nieskończonego doskonalenia się oraz niewyczerpalność zasobów przyrody, z których człowiek może czerpać w sposób nieograniczony. Władza człowieka nad naturą oparta na wiedzy daje mu rzecz jasna pełną kontrolę nad światem. Dzięki nauce i technice nie ma takiego problemu, którego człowiek nie potrafiłby rozwiązać. Musiało upłynąć sporo czasu zanim zdaliśmy sobie sprawę, że staliśmy się ekobójcami i że własnymi działaniami zbliżamy się nieuchronnie do samounicestwienia. Dziś prorokowane przez Bacona „królestwo człowieka” odbija się nam czkawką.

Prezentowana w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie wystawa „Rok nieustającego lata” jest efektem zadania badawczego Człowiek wobec natury; biologiczność w sztuce, realizowanego na Wydziale Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie przez trzy artystki: dwie malarki Annę Panek i Irminę Staś oraz fotografkę Izę Maciusowicz. Założeniem tego badania było szukanie rozwiązań, które pozwoliłoby za pomocą języka sztuki na przedstawienie wizji świata rozumianej jako całość, w którym porządek i chaos są częścią kosmosu, a „gen altruizmu” ma tak samo duże znaczenie dla przetrwania gatunków, jak chęć dominacji. Artystki zwracają uwagę na pokrewieństwo człowieka z innymi gatunkami, które powinno nas uczyć pokory i ograniczać nasze autokratyczne działania wobec środowiska. W miejsce walki postulują spokrewnianie się, próbę kolektywnego przetrwania razem z innymi gatunkami. Prezentowane prace niezależnie od używanego medium bezpośrednio odnoszą się do trwającej od setek lat degradacji planety, prowadzącej do nieuchronnej katastrofy ekologicznej. Artystki zadają pytanie, czy powrót człowieka do korzeni, do pierwotnych związków z naturą jest w ogóle możliwy? Czy język sztuki może stać się sposobem wyrażenia i budowania nowej świadomości ekologicznej? Czy poprzez twórczość artystyczną można wyrazić zagrożenie zagłady ludzkości wynikające z antropocentrycznego postrzegania rzeczywistości?

Tytuł wystawy został zaczerpnięty z książki Naomi Oreskes i Erika M. Conway’a „Upadek cywilizacji zachodniej. Spojrzenie z przyszłości” – fikcyjnej opowieści, której podstawą są badania naukowe. W książce tej historyk z przyszłości opisuje wydarzenia „Wieku Półcienia” (lata 1988-2093), którym określono sceptycyzm cywilizacji zachodniej wobec zapowiadanej katastrofy ekologicznej. W wieku XX i na początku XXI w. kompletnie zignorowano wiedzę naukową, co doprowadziło do katastrofy klimatycznej. W tej fikcyjnej, ale jakże nieprawdopodobnie rzeczywistej historii rok nieustającego lata to rok 2023 (!). Wtedy to niewyobrażalna fala upałów przyczyniła się do strat rzędu 500 miliardów dolarów spowodowanych pożarami, nieurodzajem oraz śmiertelnością zwierząt domowych. Kosztowała także życie 500 000 ludzi. Patrząc na bieżące wydarzenia – rok 2020 przywitał nas falą niewiarygodnych pożarów w Australii - nie mamy już chyba wątpliwości, że książka Naomi Oreskes i Erika M. Conway’a nie należy bynajmniej do gatunku science-fiction.

Epoka intensywnej działalności człowieka, która w istotny sposób wpływa na destabilizację klimatu, określana jest wieloma terminami: m.in. antropocen, kapitałocen, plantacjocen. Najpopularniejszy to antropocen spopularyzowany przez holenderskiego chemika i badacza atmosfery Paula Crutzena. Amerykańska filozofka Donna J. Haraway w tekście „Antropocen, kapitalocen, plantacjocen, chthulucen. Spokrewnianie się” pisze, że żyjemy w epoce opłakiwania nieodwracalnych strat. „To epoka destrukcji miejsc schronienia dla istot żywych, zapaści systemu” – konkluduje. Haraway uważa, że używanie pojęcia „plantacjocen” jest bardziej precyzyjne, ponieważ precyzyjniej podkreśla odpowiedzialność człowieka za degradację środowiska. Odnosi się ono bowiem do wykorzystywania planety jako wielkiej plantacji; rolnictwo, połów ryb i hodowla zwierząt prowadzone przez człowieka na przesyłową skalę doprowadziło do nieodwracalnej utraty całych ekosystemów.

Wrażliwość malarską Anny Panek kształtuje krajobraz, kontakt z naturą, uwrażliwienie na nią i badanie jej. Artystkę fascynuje powrót człowieka do korzeni, do pierwotnych związków z przyrodą: „Nie mogę oswoić się z miastem, z rzeczywistością, w której żyję. Dużo swobodniej czuję się z naturze, w lesie, czyli w otoczeniu, w którym przebywałam jako dziecko. Gdy wchodzisz do lasu, czujesz chłód, wilgoć, zapachy, słońce, ciepło, pomieszanie tylu różnych wrażeń (…)” – mówi. Język malarski Anny Panek oparty na formach abstrakcyjnych opisuje świat zmysłowy i emocjonalny. W malarstwie tym znajdziemy motywy organiczne, roślinne, antropomorficzne kształty, a także figury geometryczne. Malarstwo Panek jest bardzo intuicyjne, mocno związane z nią samą, z jej codziennością. Anna Panek jest artystką, dla której nadrzędną cechą malarstwa jest haptyczność, zmysłowe odczuwanie. Jej prace są wizualizacją odczuć. Artystka nadaje im konkretny kształt, kolor, miękkość. Komponuje je malując lub zszywa z fragmentów tekstyliów. W procesie powstawania obrazu kluczowe jest wrażenie, doznanie, podobnie jak w przypadku doświadczania codzienności, jakim jest np. patrzenie na krajobraz czy odczuwanie chłodu. W obrazie nie interesuje ją przedstawienie konkretnych narracji czy opowiadanie historii. Dla artystki najważniejsze jest, żeby obraz stał się odczuciem, przeżyciem samym w sobie. Jej malarstwo jest wynikiem doświadczania świata, próbą wyrażenia tego, co według niej istotne, ważne. W epoce postnaturalnej, w której żyjemy, powrót do natury wydaje się już niemożliwy. Dzięki „hipersprawczości” człowieka świat stał się jego wytworem. Świadomość tych „wyjątkowych czasów” jest tematem prac Anny Panek. Artystka stawia pytania: co zyskaliśmy, a co straciliśmy tworząc środowisko sztuczne, ile pozostało w nas z człowieka pierwotnego – na ile nasze intuicje, zdolności poznania zmysłowego pozwalają nam zrozumieć świat, który już dawno opuściliśmy?

Temat ten porusza film „Dzikie życie”, opowiadający o afirmacji natury, pierwotnych siłach przyrody. Jest to found footage oparty na filmie François Truffaut „Dzikie dziecko”, który był inspirowany prawdziwą historią. To historia jedenastoletniego dzikiego chłopca odnalezionego w lesie w południowej Francji w XVIII w. Do tego momentu chłopiec nie miał kontaktu z cywilizacją i ludźmi i trafia pod opiekę młodego lekarza, który zajmuje się jego edukacją, przystosowaniem do życia wśród ludzi. W filmie „Dzikie życie” Anna Panek odwraca fabułę filmu i wektor przemiany bohatera. Chłopiec cofa się zamiast rozwijać swoje umiejętności społeczne od stanu dzikości do bycia ucywilizowanym. Startuje z poziomu człowieka przystosowanego i z czasem staje się coraz bardziej dziki. Tęskni za nocami spędzonymi w lesie i moknięciem w deszczu. Annę Panek interesuje napięcie pomiędzy stanem pierwotnym człowieka i jego cywilizacją. Jej film opowiada o silnym związku człowieka z naturą, podążaniu za nią, o zmysłowym odbieraniu świata.

Z kolei Irminę Staś fascynuje nietrwałość i przemijalność życia, a także niepewność funkcjonowania w świecie i fenomen cykliczności przyrody. W swoich pracach często wykorzystuje formy organiczne i biologiczne kształty, takie jak kości, włosy, krwinki, mięso, łodygi, korzenie, za pomocą których tworzy abstrakcyjne pejzaże. Staś konsekwentnie konstruuje swój język malarski. Wypracowała sobie bardzo charakterystyczny styl, wykorzystujący multiplikację motywu. Artystka upraszcza i redukuje element rzeczywistości, doprowadzając go do abstrakcji.

Prezentowany na wystawie wybór prac pochodzi z dwóch serii „Przekroje" (prace czysto abstrakcyjne) i „Ornamenty”. Ten ostatni to najnowszy cykl, w którym artystka również wypowiada się językiem abstrakcji. W tym cyklu mocniej jednak niż we wcześniejszych pracach odbijają się echa figuratywności. Oprócz obrazów olejnych na płótnie i akwareli Staś stworzyła wielkoformatowe płótna – kołdry, wykorzystując materiał – tekstylia jako środek wyrazu. Artystka odnosi się z jednej strony do malarstwa ściennego, z drugiej do tekstylnych tapet ściennych bogato zdobionych ornamentem. Odwołuje się do znaczenia i funkcji ornamentu, który nie tylko podnosił walory estetyczne architektury i rzemiosła artystycznego, ale również niósł w sobie symboliczne treści. Prace z tego cyklu to kompozycje złożone ze zmultiplikowanych kształtów. Lejtmotywem są tu fragmenty ciała ludzkiego, takie jak zęby, kości, kobiece piersi. Powstanie tych prac zrodziło się z poczucia nieuchronnej katastrofy. W dekoracyjnych „Ornamentach” artystka porusza takie zagadnienia jak spokrewnianie się gatunków, genetyczne podobieństwa, więzy krwi, wielogatunkowość, bliskość, tożsamość, przyciąganie się. Staś niepokoi niepewność bycia w świecie, nieuchronne dążenie ku zagładzie i towarzyszący temu marazm, denerwujący impas. Multiplikacja motywu zęba i kości może być interpretowana jako skracanie się długości życia, a także pewna pozostałość po wymarłym gatunku. Artystka sygnalizuje zbliżającą się katastrofę ekologiczną, której coraz bardziej prawdopodobną konsekwencją będzie wymarcie życia na ziemi. W tym kontekście na myśl przychodzi również biblijny motyw „płaczu i zgrzytania zębami” jako wyraz nieuchronnej kary za haniebne czyny człowieka. Z kolei powtarzający się motyw kobiecych piersi podkreśla wielogatunkowość, przypominając nam pokrewieństwo z innymi gatunkami. Nasuwa to głęboką myśl o współzależność i uświadamia nam, że nasza ekspansja wpływa na inne organizmy, a jeśli inne gatunki nie przetrwają, my również zginiemy. Oczywiście kobieca pierś symbolizuje również przekazywanie życia, przetrwanie gatunku – kobieta rodzi i karmi potomstwo. Motyw karmiącej piersi przywodzi na myśli boginię Gaję: Matkę-Ziemię, bogini płodności i macierzyństwa. W dzisiejszym dyskursie dotyczącym epoki człowieka hipoteza Gai jest podana w wątpliwość. Hipoteza ta zakłada, że wszystkie żyjące na Ziemi organizmy prowadzą działania sprzężone dla zachowania optymalnych warunków życia na naszej planecie i przystosują się do nowych warunków ekologicznych, a w razie np. katastrofy ekologicznej zostanie przywrócona równowaga biologiczna i tym samym zachowane życie na planecie. Obecnie nauki o systemie ziemi przyjmują tzw. słabą hipotezę Gai mówiącą, że stabilizujący wymiar Gai nie może być już przyjmowany za pewnik.

Podobne odczucia towarzyszyły Izabeli Maciusowicz w czasie pracy nad cyklem fotografii „Katalog niepewności”. Jej prace są wyrazem wątpliwości, niepewności i obaw artystki związanych z konsekwencjami ekobójczej działalności człowieka na ziemi. Artystce towarzyszy przekonanie o nieuchronnych zmianach, przeczucie, że jest już za późno. W prezentowanych na wystawie fotografiach dominuje apokaliptyczna wizja ekozagłady. Wyczuwa się w nich świadomość nieodwracalności strat. Zdjęcia te przypominają abstrakcyjne obrazy; trochę rozmyte, nieostre. Przedstawiają świat rzeczywisty, fragmenty drzew, roślin, glebę. Artystka zmniejszając kadr przedstawia je w sposób niedosłowny. Pobudza tym wyobraźnię widza „zmuszając” go do refleksji, bacznego przyglądania się obrazom i identyfikowania fragmentów świata rzeczywistego. Pokazywany zestaw fotografii opisuje potencjalne widoki przyszłości, oczywiście tej mało optymistycznej – krajobraz pustynny, wyjałowiona wypalona gleba, spękane konary drzew, wyschłe koryta rzek. Świat bez zieleni. W świecie kreowanym przez Maciusowicz ten kolor już nie istnieje, dominują odcienie szarości i czerni, no może czasem pojawia się błękit. Czyżby artystka widziała jednak nadzieję na wyjście z impasu?

Agata Chinowska, 2020